Wyszedł
z mieszkania chwilę po północy. Zbiegł szybko po schodach i skierował się w
stronę miejskiego parku. Ręce trzęsły mu się ze strachu, a po policzkach
płynęły łzy bezsilności. Nabrał powietrza głęboko do płuc, jakby miało go to uspokoić,
lecz niestety na mało zdała się ta próba. Serce wciąż dziko kołatało w jego
piersi, jak gdyby chciało się stamtąd wydostać, obijając się boleśnie o żebra.
Chłopak
zaklął pod nosem. Zaczął biec, kiedy zdał sobie sprawę, że ma co raz mniej
czasu. Jeżeli się spóźni… Wolał nawet o tym nie myśleć. Dziękował teraz Bogu za
długie nogi i dobrą kondycję – chyba jeszcze nigdy tak bardzo ich nie
potrzebował. Mijał kolejne przecznice. Lampy uliczne oświetlały mu drogę swoim
mdłym światłem. Ciszę dookoła przerywał tylko dźwięk silników samochodów, które
co jakiś czas wyjeżdżały zza zakrętu.
W
końcu dotarł na miejsce. Zdyszany, próbował złapać oddech. Wolnym krokiem
podszedł do jedynej zajętej ławki. Usiadł obok siedzącej na niej osoby, jednak
nie spojrzał na nią. Wiedział, że wtedy nie mógłby wydusić z siebie ani słowa.
-Nie zostawiaj mnie – wyszeptał
błagalnie, całkowicie poważnie. Tylko to przychodziło mu do głowy. Żadnych
argumentów, te skończyły mu się już dawno. Ile można wmawiać komuś, że robi
źle? Pozostały tylko prośby. I choć wiedział, że je zignoruje, gdzieś tam, w
środku, tliła się iskierka nadziei, że może jednak go posłucha.
-Podjąłem już decyzję –
powiedział mężczyzna oschle. – Nie zmienię jej, Davidzie.
-Wiem, ale…
-Właśnie, że nie wiesz – warknął,
przerywając mu. Przyciągnął go do siebie brutalnie, prawie zgniatając mu
szczękę swoją ogromną dłonią. Wpił się w niego ustami. David starał się
smakować jego malinowych warg, jednak mężczyzna mu nie pozwolił. Tak szybko jak
rozpoczął pocałunek, tak szybko go skończył. Spoliczkował chłopaka. – Ciągle
myślisz, że zostanę ze względu na ciebie.
Brunet
zaczął rozmasowywać zaczerwieniony policzek, przyglądając się swojemu rozmówcy.
Lampa, która oświetlała mu twarz, co jakiś czas przestawała świecić, a wtedy długie,
blond włosy mężczyzny robiły się nagle czarne. W sumie czy robiło mu
jakąkolwiek różnicę, czy go widział, czy nie? Przecież na pamięć znał każdy
centymetr jego ciała. Wiedział, że gdy się denerwuje to na jego czole pojawia
się zmarszczka. Usta potrafił wygiąć w najpiękniejszy uśmiech świata, który
David skrycie wielbił. Miał prosty nos; jakoś nigdy nikt go mu nie złamał, co chłopakowi
wydawało się dość dziwne, bo na pewno na to zasłużył. Kwadratową szczękę zawsze
pokrywał trzydniowy zarost, drażniący jego delikatną skórę przy pocałunkach. Na
sam koniec zostawił sobie jego oczy. Ogromne, bursztynowe, w kształcie
migdałów, otoczone wachlarzem gęstych rzęs. Uwielbiał je. Mógł w nich tonąć
każdego dnia, aż w końcu zostałby wyłowiony z morza z wodorostami w ustach i
płucami pełnymi morskiej piany.
-Mówiłeś, że mnie kochasz –
mruknął David z wyrzutem. Nie chciał przy nim płakać, obiecał sobie, że nigdy
więcej tego nie zrobi, a jednak nie był w stanie się pohamować. Po chwili jego
policzki były już mokre. – Raphaelu, proszę cię.
Blondyn
westchnął ciężko. Delikatnymi pocałunkami starł mu wszystkie łzy. David przez
chwilę w jego oczach widział troskę, co trochę go zaskoczyło. Mężczyzna uniósł
mu brodę dwoma palcami i przeniknął go spojrzeniem.
-Przestań się mazać, mały –
powiedział, a kącik jego ust powędrował ku górze. – Będziesz miał lepsze życie
beze mnie.
-Już raz to słyszałem – żachnął
się, odpychając jego dłoń. – I pamiętasz, co było później? Wróciłeś. Nie byłeś
w stanie trzymać się ode mnie z daleka. Dlaczego niby tym razem ma być inaczej?
Oboje
znali odpowiedź na to pytanie.
-Kocham ją. Przecież wiesz.
-Mówiłeś, że mnie kochasz! –
powtórzył swoją poprzednią kwestię, tym razem wkładając w nią więcej jadu.
Zacisnął dłonie w pięści i zaczął okładać nimi mężczyznę. Ten nawet nie
zareagował. Pozwolił mu się bić, aż w końcu David opadł w jego ramiona
bezsilny. Pociągnął nosem, wtulając się w jego pierś. W końcu dodał szeptem: –
Mówiłeś, że jestem dla ciebie najważniejszy…
-Byłeś.
Tysiące
sztyletów zaatakowało jego serce. Pocięło na kawałeczki, zostawiając pustą,
ziejącą czernią dziurę. Skulił się bardziej, chowając twarz między jego
obojczykami. Załkał cicho, mocząc mu wyprasowaną, białą koszulę. Raphael zawsze
chodził w garniturze. Gdyby mógł, do łóżka również by w nim wchodził i David
doskonale o tym wiedział. Kiedyś nawet próbował to zrobić, ale brunet rozebrał
go szybciej niż zdążył wypowiedzieć do końca swoje pytanie.
-Jakim cudem kobieta, którą znasz
niecały miesiąc może przekreślić związek trwający lata? – zapytał go szeptem.
Tyle razy go o to pytał. Tyle razy nie uzyskał odpowiedzi. Zacisnął mocno palce
na jego ramieniu, wbijając w nie paznokcie. – Powiedz mi, do cholery, dlaczego
jej na to pozwoliłeś!
-To właśnie prawdziwa miłość.
Ludzie mijają się na ulicy, nic nie czując. Są odporni na wszelkie poruszenia.
Aż w końcu w tłumie potrafią wypatrzeć tę jedną jedyną osobę. Zapamiętują jej
zapach, wygląd, wiedzą jego używa szamponu i potrafią określić co ich gryzie.
-Ja zapamiętałem twój zapach i
wygląd! – wydusił z siebie, podnosząc głowę. Drżały mu ręce. – Wiem jakiego
szamponu używasz. – Przeczesał jego włosy smukłymi palcami. - Potrafię określić
co cię gryzie! Raphaelu, błagam cię! Nie zostawiaj mnie dla niej…
Wpatrywał
się w niego z nadzieją. Choć ta powinna już przecież dawno zniknąć. Mężczyzna
poklepał go po plecach na pocieszenie, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, by
wytłumaczyć chłopakowi swoje działanie. Od kiedy poznał Annie nic innego nie
miało znaczenia. Wszystko, co do tej pory się dla niego liczyło, odeszło w
zapomnienie. Nawet on. Choć kiedyś miał wrażenie, że nic nie jest w stanie ich
rozdzielić. A jednak. Wystarczyła kobieta. Kobieta! Czy nie widzicie w tym
ironii? Biseksualista, przekonany o swoich preferencjach, co do strony męskiej,
zakochuje się bez opamiętania w złotowłosej pani bibliotekarce z Manhattanu.
-Powiedz coś, proszę… - David
dotknął jego dłoni.
Raphael czuł
jak brunet drży, ale nie wiedział, co z tym zrobić. Nie mógł go ponownie
pocałować… Przecież tym samym tylko bardziej by go zranił! A mimo to łaknął
jego warg i karcił się za to w duchu. Annie. Annie. Annie. Imię kobiety
rozbrzmiewało w jego głowie, jakby dając do zrozumienia, że nie może o niej
zapominać. Wiem kochanie, odpowiedział
podświadomości, zaciskając powieki i zakładając ręce na piersi. Niedostępny.
Taki właśnie musiał być.
-Powiedz coś – powtórzył, a w
jego głosie dało się słyszeć błagalną nutę.
-Co mam ci powiedzieć? – zapytał
go, wcale na niego nie patrząc. Śledził wzrokiem liście wielkiego dębu, które
poruszały się na wietrze niespokojnie. Zupełnie jak jego myśli. Błądziły
własnymi ścieżkami, powracając niczym echo, obijając się o siebie, powodując
bolesne kolizje, które przyprawiały go o zawrót głowy.
-Cokolwiek.
-O piątej trzydzieści mam pociąg.
Brunet
przytaknął, mimo że wcale nie zgadzał się na to by Raphael go opuszczał.
Przecież byli tymi przysłowiowymi połówkami tego samego jabłka! Byli jak
cholerni Bonnie i Clyde! Byli szczęśliwi do bólu! A ta cała Annie… Te jej blond
włoski, te niebieskie oczka, ta figura modelki! Doprowadzała go do szału. Ona i
świadomość, że jest zazdrosny o kobietę.
-Nie pozwolę ci wyjechać –
powiedział poważnie.
-Wiesz, że nie możesz mnie
zatrzymać.
-Wiesz, że nie możesz mnie
zostawić – odpowiedział wciąż tym samym tonem.
-Więc czeka cię rozczarowanie –
Wzruszył ramionami. Ten gest kosztował go o wiele więcej niż przypuszczał.
Przymknął oczy, a przed nim ukazał się obraz roześmianej Annie. Uśmiechnął się
mimowolnie i nagle zapragnął wrócić do domu, do łóżka, do niej. Z jakiegoś
powodu czuł się źle, że takim zachowaniem rani Davida. Była to tylko
pojedyncza, zagubiona myśl, jednak wystarczyła, żeby rozbudzić w nim poczucie
winy.
-Zabiję się jeżeli wyjedziesz.
Raphael
zaśmiał się.
Spojrzał na
chłopaka, marszcząc brwi. Zmierzwił mu włosy, ciężko wzdychając. W tym momencie
wydawał się bardzo stary. Jakby cała radość uleciała z jego życia i już nie
miała prawa powrotu. Karta przetargowa w jedną stronę, bilet na Manhattan – to
był koniec, to była dla niego szansa na nowe – normalne – życie.
-Uważaj na siebie – mruknął do
niego blondyn, wstając z ławki. Brunet patrzył na niego szeroko otwartymi
oczyma. Cały się trząsł. Chciał wstać lub chociaż złapać mężczyznę za rękę,
zatrzymać go. Nie był w stanie. Jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Mięśnie
stały się zbyt wiotkie. Nogi miał jak z waty. Głos ugrzązł mu w gardle.
Siedział tak, czując jak traci jedyną szansę, żeby zgłosić swój ostatni
protest.
Ciepłymi
wargami Raphael dotknął jego czoła. Zacisnął na chwilę powieki, wdychając jego
zapach. Jaśmin. Oderwał swoje usta, po czym wyprostował się. Spojrzał na
chłopaka, przełykając głośno ślinę. Przesunął opuszkami palców po jego policzku
i odwrócił się w stronę świateł, migających zza kurtyny drzew.
Z
każdą sekundą zbliżał się do zardzewiałej, zielonej bramy. Wiedział, że gdy ją
przekroczy nie będzie odwrotu. Metafora nowej rzeczywistości, wspaniałego
życia, doskonałej przyszłości z ukochaną kobietą u boku. Żeby to osiągnąć
musiał poświęcić się bez reszty. Oddać to, co do tej pory było najcenniejsze. Oddać
Davida. Przekroczył furtkę, czując jak jego serce rozpada się na miliony
kawałków, jednocześnie nieznośne szczęście nie pozwalało w pełni skupić mu się
na bólu, żalu, chęci pokutowania za swój czyn.
David
wciąż tkwił w miejscu. Nie poruszył się nawet o centymetr. Z rozwartymi ze
zdziwienia ustami i przekrwawionymi oczami wpatrywał się w czarną plamkę
znikającą za zakrętem. Odszedł. Raphael Cariette zostawił go. Samego. Nie. Nie
samego. Zostawił mu świadomość bycia niekochanym. Zostawił smutek i łzy. Zostawił
wiedzę o tym, jak to jest, gdy ukochana osoba wybiera kogoś innego. Serce
chłopaka jakby zwolniło. Paląca pustka powiększała się, powodując drżenie
całego jego ciała. W końcu upadł. Skulił się na ziemi, obejmując ramionami
kolana. Śnieg moczył mu ubranie, ale ten w ogóle nie zwracał na to uwagi. Bo
jakie to teraz miało znaczenie? Czyżby angina miała być bardziej bolesna niż
utrata serca? Szczerze w to wątpił. Łkał cicho, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Był całkowicie zagubiony. Był egzystencjalnym wrakiem.
***
Annie
siedziała na łóżku przyglądając się swoim dłoniom. Na lewej ręce widniał
pierścionek zaręczynowy. Westchnęła cicho. Usłyszała dźwięk klucza
przekręcającego się w zamku i automatycznie się wyprostowała. Raphael poruszał
się cicho. Najpierw poszedł w kierunku kuchni. Otworzył drzwi lodówki. Po
chwili mężczyzna wszedł do sypialni ze szklanką pełną złotego płynu.
O mało nie
upuścił trunku, gdy zobaczył, że Annie siedzi na łóżku, przy zapalonej nocnej
lampce.
-Myślałem, że będziesz już spała
– powiedział, marszcząc przy tym brwi.
-Nie mogłam. Wyszedłeś bez słowa
– zarzuciła mu, patrząc prosto w jego bursztynowe oczy. – Martwiłam się.
-Całkiem niepotrzebnie. –
Obdarzył Annie delikatnym uśmiechem, siadając obok.
Ucałował ją
przelotnie w usta, czując, że porywa się na ten gest z trudem. Niech to diabli!
Dlaczego kłuło go serce? Dlaczego ulga nie przychodziła? Powinno mu być lepiej
przy jej boku, a jednak wciąż przyłapywał się na myślach o brunecie, którego
zostawił w parku bez żadnego pożegnania. Chciał zakląć, ale wiedział, ze tylko
zaniepokoiłby kobietę. Przyglądał się jej uważnie, śledząc każdy ruch, jakby bojąc
się, że blondynka zaraz zauważy w jego oczach coś niepokojącego i powie mu
drżącym głosem: wiem, że jest ktoś
jeszcze. I mimo że mógłby bez zawahania odpowiedzieć: nie, kochanie, to w jego głowie wciąż rozbrzmiewał głos chłopaka
„mówiłeś, że mnie kochasz”. A przecież kochał.
-Gdzie byłeś? – zapytała jakby od
niechcenia, choć Raphael doskonale wiedział, że to pytanie paliło ją w język,
od kiedy tylko przekroczył próg mieszkania. Przeczesała smukłymi palcami swoje
włosy, odwracając głowę w stronę mężczyzny. Uniosła pytająco brwi.
-Załatwiałem ostatnie sprawy
przed wyjazdem – powiedział zgodnie z prawdą, przyglądając się pierścionkowi.
Gdyby nie on wcale nie jechaliby na Manhattan. Jakie to dziwne, że mały,
okrągły przedmiot może tak namieszać w życiu! Szczególnie komuś, kto zawsze stronił
od instytucji małżeńskich.
-W środku nocy? – Przestała kryć
już swoje zaciekawienie.
Złapała jego
rękę w swoje drobne dłonie i ścisnęła
ją, chcąc by mężczyzna spojrzał jej w oczy. Czuła niepewność. Od jakiegoś czasu
nachodziły ją pewne obawy, o których nie wspominała Raphaelowi. Nie chciała
mówić mu o takich błahostkach. Bała się, że uzna ją za wariatkę, zazdrosną o
wszystko, co ma spódnicę. Gdyby tylko wiedziała, że to spodnie interesowały go
o wiele bardziej…
-Żegnałem się z Davidem. Jego
rodzice dali mu szlaban i mógł wymknąć się z domu dopiero teraz.
-Chyba nigdy nie zrozumiem,
dlaczego utrzymujesz takie dobre kontakty z uczniami. – Wzruszyła ramionami. –
Jesteś nauczycielem, a nie niańką czy kumplem. Nie widzę potrzeby, żeby trzeba
było się z nimi żegnać.
W
takich momentach Annie wydawała mu się pozbawiona serca. Chciał jej o tym
powiedzieć, ale w ostatnim momencie ugryzł się w język. Próbując jakoś przerwać
niezręczną ciszę, a raczej zatuszować jakoś swój udział w niej, upił łyk Jack
Danielsa. Wciąż trzymając szklankę w ręce, ułożył ją na swoim kolanie i
kciukiem zaczął brodzić po jej krawędzi. Wpatrywał się w złoty płyn.
-Zawsze lubiłem swoich uczniów –
powiedział, nie odrywając wzroku od alkoholu. – A David był jednym z moich
ulubieńców. Miał problemy w domu od kiedy pamiętam. Często mu pomagałem.
Nazywaj to jak chcesz, ale tak: był moim przyjacielem.
Pierwszy
raz zawsze musi nadejść. Czy chodzi o picie wódki, palenie tytoniu, czy
uprawianie seksu. W tym wypadku padło na pierwsze kłamstwo. Przyjacielem?
Naprawdę nazwał Davida przyjacielem? Chciało mu się śmiać! Wiedział, że wydałby
teraz z siebie histeryczny chichot, gdyby nie to, że musiał trzymać fason przy
Annie. Dla jej dobra.
Kobieta
nie wydawała się zbytnio zainteresowana jego słowami. Złapała szklankę
wypełnioną trunkiem i położyła ją na szafce, tuż obok czytanej dzisiaj książki.
Powolnymi ruchami zaczęła zdejmować z Raphaela ubrania. Ściągnęła mu
bladoróżowy krawat, po czym odłożyła go na krzesło. Marynarka oraz koszula
zostały zawieszone na wieszak. Ten sam los spotkał spodnie. Mężczyzna siedział
na łóżku w samej bieliźnie, przyglądając się Annie, wręcz oniemiały. Po raz
kolejny czuł, że ma przy sobie anioła. Dotknął jej policzka, jakby z czcią.
-Pragnę cię… - wymruczała mu do
ucha. Blondyn poczuł, że nie wytrzyma dłużej bezczynnego siedzenia i bez słowa
wpił się w kobietę ustami.
***
Kwiaty
i bombonierka leżały na siedzeniu pasażera w nowym Porsche Cayenne, prowadzonym
przez przystojnego blondyna. Zaparkował przed szklanym apartamentowcem.
Spojrzał na swoje odbicie w samochodowym lusterku, po czym wysiadł na zewnątrz
chwytając prezent dla Annie.
Winda
jak zwykle niesamowicie się wlekła. Jakimś cudem nie miało najmniejszego
znaczenia czy mieszkałoby się w obskurnym bloku, czy apartamencie – winda to
winda – została skazana na powolne zatruwanie ludziom życia. Wsiadł do środka,
nacisnął odpowiedni guzik i po jakimś czasie już pukał do drzwi. Uśmiechnął się
promiennie, widząc blondynkę ubraną we fiołkową sukienkę na ramiączkach,
marszczoną w talii. Wszystkie jej kobiece walory zostały podkreślone i Raphael
nie mógł powstrzymać cichego westchnienia zachwytu. Wyglądała cudownie.
Bez
słowa zaprosiła go do środka. Dziwnie było odgrywać całą tą scenkę. Czuł się
jakby ją odwiedzał, a nie wchodził do własnego mieszkania! Mimo to, dzięki temu
cały wieczór nabrał swego rodzaju uroku. Choć mężczyzna nie miał pojęcia jak to
się stało. Naprawdę miło spędzili czas. Dużo się śmiali. Pili drogie wino.
Raphael prawił Annie mnóstwo komplementów. Kobieta często się rumieniła. Oboje
byli bardzo czuli i namiętni.
W
końcu jednak zadzwonił dzwonek do drzwi i mężczyzna o mało nie krzyknął ze
złości, że ktoś śmie przerywać im tak piękną chwilę. Blondynka ruszyła
sprawdzić, kto odwiedza ich o tak później porze, dopiero kiedy dźwięk się
powtórzył. Po chwili Raphael usłyszał śmiechy.
-To tylko Juliet! – zawołała do
niego. Usłyszał kroki kobiet, kierujące się w stronę salonu. No pięknie. Nie ma
to jak zakłócać romantyczną kolację odwiedzinami przyjaciółek. Westchnął
ciężko.
Ruszył w
stronę tarasu. Zamknął za sobą szklane drzwi i oparł się o barierkę. Wyjął z
kieszeni marynarki papierosy i jednego z nich wsunął do buzi, podpalając
końcówkę swoją czarną zapalniczką. Zaciągnął się dymem, wpatrując przed siebie.
Gdzieś w oddali widać było karetkę jadącą na sygnale, a w innej części miasta
trwał festyn zorganizowany przez lokalne władze. Było późno, a zabawa wciąż
trwała w najlepsze.
Wyciągnął swój
telefon. Zero nowych wiadomości,
poinformowało go urządzenie. I wtedy właśnie poczuł nieodparte pragnienie
usłyszenia jego głosu. Drżącą dłonią wybrał odpowiedni numer, po czym wcisnął
zieloną słuchawkę. Papieros wyleciał mu z buzi i zgasł, upadając na śnieg.
Pierwszy sygnał. Serce blondyna zaczęło bić szybciej. Drugi sygnał. Ciśnienie
podwyższyło się. Trzeci sygnał. Tętno było przyspieszone, a oddech co raz
płytszy.
-Halo? – W słuchawce odezwał się
zaspany, męski głos. Raphael o mało nie upuścił słuchawki. Milczał, nie mogąc
wydobyć z siebie żadnego dźwięku. – Jest tam kto?
-Davidzie… - odezwał się w końcu,
chodź nie potrafił dokończyć zdania. Zdał sobie sprawę jak bardzo tęsknił za
jego głosem. Jak bardzo mu go brakowało. Coś ścisnęło go w dołku, a w jego
umyśle zabrakło nagle miejsca dla Annie.
-Raphael – powiedział zdziwiony.
Jego głos nie drżał. Zmienił się. Mogły dzielić ich kilometry, jednak blondyn
doskonale wyczuwał tę różnicę. – Minęły dwa miesiące…
-Przepraszam, że nie zadzwoniłem
szybciej – mruknął. Wiedział, że nie musi mu się tłumaczyć, jednak czuł taką
potrzebę. Czuł potrzebę powiedzenia mu o wszystkim. O tym, że ma nową, lepszą
pracę. O tym, że codziennie rano zażywa magnez. O tym, że po przebudzeniu
zawsze czyta The Times. O tym, że
ostatnio za dużo pali. I o tym, że za nim tęsknił. Każdego dnia, kładąc się
spać miał przed oczami jego obraz. Przypominał sobie jak smakują te cudowne
usta, jak wyglądają wspaniałe oczy, jak brzmi nieziemski głos.
-Dwa miesiące, a ty dzwonisz do
mnie w cholerne walentynki! – warknął do niego.
Brunet
o mało nie padł na zawał, gdy na jego telefonie ukazało się imię Raphaela. Był
pewien, że już nigdy nie zobaczy od niego żadnej wiadomości. A co dopiero tego,
że właśnie próbował się z nim połączyć! W pierwszym momencie chciał wykrzyczeć
mu jak bardzo nienawidzi go za to, że go wtedy zostawił. Sekundę później zdał
sobie sprawę, że nie powinien wcale odbierać. Aż w końcu doszedł do wniosku, że
nie byłby w stanie nacisnąć czerwonej słuchawki. I kiedy już usłyszał jego
głos, wszystko powróciło: spędzone razem noce, godziny szeptanych rozmów,
wieczorne sms-y i morze wypłakanych łez. Dwa miesiące ciągłych prób zapomnienia
o blondynie okazały się bezwartościowym, straconym czasem.
-Przepraszam – powtórzył, nie za
bardzo wiedząc jak się zachować. – Nie pomyślałem, że będzie to miało
jakiekolwiek znaczenie.
-Nie, wcale. To tylko święto
zakochanych, prawda? – odpowiedział z przekąsem, zaciskając dłoń w pięść. Wziął
głęboki oddech, po czym dodał: - Czego chcesz, Raphaelu?
-Chciałem usłyszeć twój głos –
wyznał zgodnie z prawdą. Serce Davida gwałtownie przyspieszyło. Miał zamiar się
złościć. Miał zamiar wyzywać go od najgorszych. Miał zamiar pozbawić go wszelkiej
nadziei. Tylko co z tego? Wystarczyło, że blondyn powiedział coś tak żałosnego,
a on już czuł, że ta sekunda przesądziła o jego losie. Wszystko zostało
wybaczone. – Tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą też – powiedział
drżącym głosem. Właśnie taki zapamiętał Raphael i słysząc go, cicho westchnął.
Przymknął oczy. – Nigdy o tobie nie zapomniałem, przecież wiesz.
-Wiem, ptaszyno – jęknął, czując
na swoich policzkach łzy bezsilności. Nagle zrozumiał, że popełnił błąd, że
wszystko co wydawało mu się prawdą było obłudą; na siłę chciał udowodnić sobie,
że jest normalny, że jest w stanie kochać kobietę. – David, ja…
-Tak?
Zacisnął
zęby.
-Kocham cię.
Cisza.
David
wsłuchiwał się w nią, a w głowie wciąż rozbrzmiewały mu słowa blondyna.
Uśmiechnął się do siebie, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. Przełknął
głośno ślinę, mocniej przyciskając telefon do ucha.
-Kocham cię – powtórzył po raz
drugi Raphael, jakby bojąc się, że cisza po drugiej stronie to oznaka jakichś
zakłóceń w połączeniu, a nie zwlekania chłopaka. – Chcę wrócić. Chcę naprawić
swój błąd. Chcę z tobą być. Davidzie, ja nie wyobrażam sobie…
-Przestań – powiedział brunet,
przerywając mu. I choć czuł, że jego serce pęka na kawałki zrobił to co musiał,
żeby już nigdy więcej nie cierpieć. Wziął głęboki oddech, po czym zacytował
ostatnie słowa, jakie Raphael wypowiedział do niego tamtego dnia: - Uważaj na
siebie.
Dźwięk
zakończonego połączenia rozbrzmiewał Raphaelowi w uszach. Upadł na ziemię z
głuchym jękiem. Gorzkie łzy płynęły po jego policzkach. Zwiastowały
zrozumienie: błędów, straconego czasu, bólu jaki wyrządził chłopakowi i jego
decyzji. To był dla niego koniec.
-Kocham cię, Raphaelu… -
wyszeptał David do zdjęcia, które trzymał w ręce. – Bardziej niż możesz to
sobie wyobrazić.
Na samym początku byłam zaskoczona tematyką. To moje pierwsze opowiadanie o miłości dwóch mężczyzn. Później całkiem z niewyjaśnionego powodu poczułam zawstydzenie. Jak mała dziewczynka. :)
OdpowiedzUsuńJednak z każdym kolejnym zdaniem przekonywałam się, że to jest piękne i naprawdę mnie wciąga.
Gratuluję talentu, bo genialnie piszesz. Z łatwością pochłaniałam tekst i wszystko sobie dokładnie wyobrażałam. Będę odwiedzać i czytać. Dodaję również do linków.
Co do mojego pierwszego rozdziału... Mam nadzieję, że w końcu powstanie. ;) Musze się wziąć w garść i tworzyć.
Pozdrawiam serdecznie.
refallad.blogspot.com
Mam tak samo, jak Panina górze, gdyż to moje pierwsze opowiadanie o takiej tematyce. Zastanawiałam się nad moją reakcją, ale była ona dobra. Opowiadanie nie odrzucało mnie.
OdpowiedzUsuńRaphael i David muszą być razem! Przecież widać, że Raph nie kocha tej kobiety! Po co się męczyć, skoro można być szczęśliwym? Zrobiło mi się strasznie smutno, pod koniec.. Czy będzie druga część? Chyba, że to koniec.. Raph stracił swoją szanse.. ;(
W każdym razie, mogłabyś informować mnie o nowych postach?
Pozdrawiam!
http://szepty-milosci.blogspot.com/
To tylko one-shot, więc nie będzie drugiej części, a przynajmniej jej nie planuję. Chociaż kto wie, może kiedyś ;)
UsuńCóż, ja przyznam, że masz fajny styl i ciekawy pomysł. Wykonanie też jest porządne.
OdpowiedzUsuńCzyta się przyjemnie, człowiek zastanawia się nad zagadnieniem homseksualizmu - no bo, nie czarujmy się, wielu ludzi czuje awersję do 'kochających inaczej', zwłaszcza do gejów.
Ja nie mam nic do par homoseksualnych, więc na Twoje opowiadanie postaram się czasem zaglądnąć. :)
O le nie wymięknę, bo chcę zauważyć, że ta tematyka jest dla mnie trudną...
Postaram się - ale nie obiecuję.
Może tak: będę tu zaglądać i czytać notki, ale komentarz pojawi się tylko czasem, zgoda? Bo niedługo zacznie się szkoła ( kończą mi się ferie ) i będę miała zaganianie.
Pozdrawiam.
Korzystając z chwili postanowiłam skomentować. Ogólnie to czytałam kiedyś yaoice, więc tematyka homo mi nie przeszkadza. A już szczególnie w takim wykonaniu.
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że zakochałam się w Twoim opisach. Wszystko jest takie namacalne. Piszesz takie opisy, że po przeczytaniu kilku zdań można stwierdzić że to jest 'to'. Dialogi, uczucia wszystko idealne.
Osobiście nie powiem, jestem fanką związków hetero, ale homo również mi nie przeszkadzają. Co do treści- też czasami mnie to zastanawia jak to jest, że będą w ziązku kilku letnim, można bez pamięci się zakochać w kimś kogo zna się tak krótko- zawsze wydawało mi się to nierealne. Jednak teraz jestem w stanie zrozumieć rozterki z jakimi boryka się główny bohater. A mówią, że to kobiety są niezdecydowane ;) Zakończyłam ciekawie. Jestem tylko ciekawa czy to oneshot, czy doczekam się kontynuacji :)
Co do błędów- nie wypatrzyłam żadnego. Piszesz przepięknie. Jestem pod ogromnym wrażeniem :)
To był one-shot, ale niedługo pojawi się rozdział pierwszy cyklu ;)
UsuńCóż, nie ukrywam, że temat homoseksualizmu jest dla mnie kompletnie obcy i osobiście nie przepadam za tego rodzaju tematyką opowiadań, ale masz naprawdę dobry warsztat w pisaniu. Serio, nie dłużyło się, a opisy - jak napisała moja poprzedniczka - bardzo plastyczne. Ciekawe i niezwykle dobrze napisane opowiadanie! :)
OdpowiedzUsuńhttp://uwiklana-emily.blogspot.com/
Pozdrawiam! :)
Coś niesamowitego. Nie chcę powtarzać poprzednich komentarzy, ale naprawdę wspaniale oddajesz uczucia. Właściwie, jest to jeden z lepszych tekstów o takiej tematyce, których w życiu trochę już przeczytałam. Będę zaglądać i śledzić rozdziały. Nie wątpię, że cykl będzie czymś równie wyjątkowym.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ; )
WOW! Nadal mam otawrte usta ze zdziwienia! To jest poprostu fenomenalne. Opisy są niczym żywe, całkwoicie wczułem się w postać Davida. Można Ci tylko pozazdrościć wielkiego talentu! ; >
OdpowiedzUsuńI gdybyś mogła to informuj mnie o nowych rozdziałach!
http://de-la-tormenta.blogspot.com/
Dziękuję za komentarz na moim blogu oraz zaproszenie na twój. One-shot wyszedł ci bardzo zgrabnie. Podobał mi się pomysł na przedstawienie postaci i tym, że Annie wcale nie była aniołem, chociaż Raphael w taki sposób na nią patrzył. I to, że David nie pozwolił, aby kolejny raz wrócił spod kulonym ogonem.
OdpowiedzUsuńBrakowało mi w kilku momentach chociażby zdaniowego wtrącenia uczuć. Na przykład, gdy David został spoliczkowany, to było trochę bez emocji, przynajmniej według mnie ;)
Pozdrawiam ^^
Musiałam tu wejść kolejny raz (nawet, jeśli nie ma nowych wpisów), bo miałam przeogromną ochotę raz jeszcze przeczytać opowiadanie.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to one-shot, bo po raz kolejny dochodzę do wniosku, że piszesz świetnie. Tak bardzo, że mam ochotę poznać dalsze losy bohaterów, mimo że tematyka zupełnie nie w moim typie.
Po prostu pięknie to opisałaś. Tak delikatnie i ulotnie. Pogratulować talentu :)
Tak na start- high five David~! Na to liczyłam. Nie, ze nie mam serca i nie lubię słodkich, różowych i puchatych zakończeń, ale takie jest lepsze.
OdpowiedzUsuńChociaż czytałam to w kiepskich warunkach, bo jakiś natrętny dzieciak wrzeszczał mi nad uchem "a ty umiesz czarować? Nie! Ty nic nie umiesz, a ja umiem" i "Jeżeli" przeczytałam jako "Józek" to i tak myślę, że całkiem wczułam się w tą historię i.. naprawdę polubiłam ją. Nie ma sprawdzania sobie, z ludzkimi uczuciami się nie igra, pf, pf, pf... xD
Przepraszam za jakość komentarza, ale niestety cięgle coś strasznie mi przeszkadza. Następnym razem postaram sie bardziej! Pozdrawiam!
(negsuri.blogspot.com)
Ojej... po prostu... brak mi słów, wiesz? Chyba piąty raz kasuję napisany tekst, bo nie jestem w stanie do końca wyrazić swojej opinii. To dziwne, bo przeważnie nie mam z tym problemu. Po pierwsze - podoba mi się konstrukcja tekstu, narracja, choć na początku kompletnie nie miałam pojęcia, o co może chodzić. Ale że jestem cierpliwa, doczekałam się wyjaśnienia. :3 Nie wyłapałam chyba żadnych błędów, ale nie jestem pewna. Zwyczajnie skupiłam się na samej treści. Bohaterowie są ciekawi, strasznie współczuję Davidowi, bo doskonale wiem, jak się czuł... eh. Za to postać Raphaela trochę mnie irytowała. Nie wiem czemu, może dlatego, iż nie przepadam zwykle za mężczyznami w garniturach i koszulach (siedzę na ogół w kolorowym świecie kpopu, rozumiesz~). Albo dlatego, że tak zachował się względem D. Chciał sam siebie przekonać, że potrafi pokochać kobietę? W porządku, rozumiem. Ale potem ten telefon w walentynki... Każdy zasługuje na drugą szansę, to oczywiste, acz jestem niejako... dumna?... z decyzji Davida. Też bym tak zrobiła.
OdpowiedzUsuńNaczytałam się bardzo wiele opowiadań yaoi. Każde jest inne. Jedno przedstawia same plusy miłości męsko-męskiej, drugie wręcz przeciwnie. Ty przedstawiłaś ten drugi typ, bardziej realistyczny, jak na dzisiejsze czasy. Presja otoczenia i tak dalej. Niemniej, cierpię wraz z bohaterami. Płaczę, naprawdę się wzruszyłam. Do tego słucham piosenki Eda Sheeran'a - Give me love i tak jakoś udzielił mi się melancholijny nastrój...
Dziękuję bardzo za komentarz zostawiony na moim blogu i w sumie przepraszam, że dopiero teraz tu zajrzałam i skomentowałam, ale w szkole ostatnio nie miałam za lekko. Na pewno będę jeszcze wpadać! Jeśli jesteś zainteresowana - kolejny rozdział Badass już wyszedł. :3
Pozdrawiam i mnóstwo, mnóstwo weny życzę!~
Ja także nie mogę dobrać słów. Nie potrafię. Pod koniec łzy same płynęły.
OdpowiedzUsuńNie będę streszczać fabuły. Po prostu była genialna. I dobrze, że David postąpił tak, a nie inaczej. Są pewne granice. Trzeba brać odpowiedzialność za popełnione błędy.
Fabuła nieprzewidywalna, a cały oneshot perfekcyjnie wykonany.
Jestem trochę rozdarta. Chciałabym by to było opowiadanie, by było więcej części, a z drugiej strony powinno zostać tak jak jest. Bez powrotu, bez samobójstw. Tak jest idealnie. Reszty można się domyślać.
Cieszę się, że miałam okazje to przeczytać. Naprawdę.
Życzę Ci weny i oby więcej takich prac.