Już pewnie zauważyliście, że zdarza mi się tu bywać sporadycznie. Maxwell i Lucyfer to był taki przebłysk, chęć sięgnięcia w stare śmieci, które dużo dla mnie znaczyły. Teraz, siedząc znów na blogach grupowych, staram się tworzyć historie swoich postaci w taki sposób, by jakoś się z nimi zżyć. W tej sposób powstał Javier, którego karta w jakiś sposób przypadła mi do gustu. Chcę to wkleić, żebyście wiedzieli jak się czuję, ale także zauważyli mój sposób, charakterystykę postaci. To żadne opowiadanie. To charakterystyka, krótki fragment, coś co mówi mi, co ja tutaj robię.
Gdyby tak zamknąć się w klatce i
obdarzyć uczuciem jedyne stworzenie w zasięgu wzroku, padłoby na burego kota,
co z pewnością wydaje się być lepszym rozwiązaniem niż kochanie człowieka.
Swoista apatia, w którą wpadasz po wejściu do mieszkania nie ma nic wspólnego z
pustą lodówką, pustym łóżkiem, a jednak byłoby znacznie przyjemniej – posiadać
butelkę mleka, ser w plastrach, ketchup i jedno trzydzieści sześć i sześć. Ale
nie na zawsze. Trzydzieści sześć i sześć nigdy nie powinno być stałą, bo gdy
zaczynasz w to wierzyć, marniejesz, staczasz się i opowiadasz niestworzone
historie. Musisz patrzeć trzeźwo na wszystkich skurwieli przetaczających się
przez Twoje łóżko, bo każdy jest potencjalnym zagrożeniem. Chciałbyś być
samowystarczalny; jesteś w pewnym stopniu, ale nie lubisz masturbacji, wolisz
żywe ciało i to Cię gubi. Seks mimo wszystko ma jakieś znaczenie, tak jak
kanapki z serem czy kot na kanapie. Wychodzisz na zewnątrz mieszkania, umysłu;
to kompletnie bez znaczenia, idziesz na spacer, tracisz grunt, bo oto stoi Twój
cień, gotów ponownie namieszać Ci w głowie, zniszczyć fundamenty. Trzymasz się
jeszcze, gubisz wroga artylerią argumentów, tęgim umysłem i bystrością. Nadarza
się jednak moment zwątpienia, gdy pomimo pewniejszej pozycji, dajesz
przeciwnikowi przejąć kontrolę i sam już nie wiesz czy pozwalasz na to, jako że
masz w sobie coś z masochisty, czy nie dajesz rady i rozbraja Cię na cząstki
elementarne Twoja niemoc. Coś w tym jest. Trudzisz się w zrozumieniu
wszechświata, a on przychodzi do Ciebie, puka, dzwoni, wchodzi dziurą w
podłodze i otwartym oknem. Trochę Ci niedobrze, gdy tak patrzysz na ludzi
dookoła, tak mętnych i jednakowych, bez ambicji, bez nadziei. Wmawiasz sobie,
że kiedyś im się odmieni, że zbliżą się do Twojej idei człowieka, choć ta
przecież została obalona, zanim przekroczyłeś granicę dorosłości – wtedy już
wiedziałeś jak cholernie trudna jest ta droga i jak źle, jak przykro, gdy
rozrywa Cię ból, trzeszczą kości. Mówisz mi, że nie odczułem jeszcze tego
cierpienia, które Ty przeżywasz na co dzień tylko żyjąc, bo dla mnie życie to
wszystko, a dla Ciebie element dodatkowy, kiepska imitacja czegoś dobrego. Nie
rozumiem tego w jaki sposób siedzisz godzinami z tym kotem, jak możesz łkać
bezgłośnie, jak milczysz tak pięknie. Nic z tego nie jest mi bliskie, a Tobie
owszem; obrastasz tym, zabierasz na własność i nie chcesz nikogo, niczego, by
wsunęło się w Twoje niebycie, nieczucie, nieżycie.
I co? Dotyka was?
Ooo. Javier. Sidney Selfcox się kłania :) Ja bym chętnie poczytała jeszcze o Jonathanie, strasznie mi go brakuje.
OdpowiedzUsuńA ja bardzo chciałabym napisać coś o Jonathanie, mnie również go brakuje, ale teraz kompletnie nie mam głowy na jego historię, jakbym nie mogła o nim pisać, choć nie wiem z czego to wynika. Trochę mi przykro.
UsuńWiesz co? podoba mi się sposób, w jaki scharakteryzowałaś tą postać. nie jest to zbiór informacji o niej, ale coś znacznie głębszego, jakby można było go poznać tak naprawdę czytając te kilka zdań. i w pewnym sensie Javier wydaje mi się bliski.
OdpowiedzUsuńmimo to popieram przedmówczynię, mnie też brakuje Jonathana, liczę na to, że do niego wrócisz ;)
xo!
Thalia
cat-eater.blogspot.com
Czuję się dotknięta, bo mimo obietnic nie zostałam poinformowana, że coś tutaj opublikowałaś.
OdpowiedzUsuńNIE WAŻNE!
W każdym razie miło widzieć, że żyjesz i ciągle coś piszesz, chociaż szkoda, że to nie ciąg dalszy opowiadania które zaczęłaś, bo jak wiesz polubiłam bohaterów.
Ta krótka charakterystyka w sumie też mi się podobała i nie wiem co mogę więcej powiedzieć, bo ta... podobało mi się.
Nie mam głowy do komentarzy, wybacz, ale daję znać, że JA TUTAJ ZAGLĄDAM I LICZĘ NA WIĘCEJ AKTYWNOŚCI Z TWOJEJ STRONY :>
Śledzę twojego bloga już od jakiegoś czasu. Kiedy zobaczyłam, że jest nowy wpis miałam wielką nadzieję, że w końcu coś dłuższego dodałaś... No cóż... Wiem jak to jest nie mieć wena itd., jednak ja również jestem ciekawa jak potoczy się opowieść o Jonathanie. Czekam z niecierpliwością, aż wreszcie coś dodasz. A co do tego wpisu, był piękny. Taki prosty i życiowy. Czuję się bardzo tym dotknięta, bo niektóre rzeczy sama odczuwam jak ten bohater którego nam przedstawiłaś. Życzę Ci WENY. ;3
OdpowiedzUsuń