No myślałam, że się już na dzisiaj nie wyrobię. Było ciężko. Nie spodziewajcie się proszę wiele po tym kawałku rozdziału, bo jest on raczej informacyjny niżeli akcyjny, że tak powiem. Obiecuję wam jednak, że w następnym już będzie się działo, o! Poza tym, taka informacja: rozdział w przyszłym tygodniu najprawdopodobniej nie ukaże się w weekend (wyjeżdżam na mistrzostwa krajowe z siatkówki), bo nie jestem pewna czy w hotelu będzie wifi. Jeżeli tak, z pewnością coś dostaniecie, jeżeli nie... będzie trzeba poczekać trochę dłużej. No, nie przeciągam więcej. Zapraszam na drugą część rozdziału trzeciego. Dedykacja dla mojej cudownej Jagny, kocham Cię.
__________________________
Wypchaną
po brzegi torbę Jonathan zostawił w przedpokoju. Sam udał się do kuchni, żeby
zabrać butelkę z wodą i przygotowane wcześniej kanapki, a następnie spakować
prowiant do plecaka. Sprawdził dwukrotnie czy ma przy sobie wszystkie
dokumenty. Rozejrzał się jeszcze dookoła, szukając jakichś oznak własnej
ingerencji. Mimo, że znał to miejsce na pamięć, łudził się, że może coś się
zmieni – może nie będzie niewidzialnym synem, który pojawia się czasem,
gdzieniegdzie, przy specjalnej okazji. Oprócz jednak listu pozostawionego na
melaminowym blacie, był tu istotą całkowicie obcą. Pomieszczenie w żadnym
wypadku nie było skalane jego obecnością, a przecież używał go regularnie, od
wielu lat. Na lodówce wisiało rodzinne zdjęcie, którego był fotografem i jedyne
co można było zobaczyć to kawałek jego palca wsunięty w obiektyw. Tyle
pozostanie po nim w tym domu. To śmieszne i żałosne jak łatwo wykreślić kogoś
ze swojego życia. W jednej chwili pędzisz po okręgu w znanym sobie tempie, a w
następnej ktoś zmienia trasę i nagle tracisz grunt pod nogami.
Minęło
sześć dni od kiedy chłopak ostatni raz rozmawiał z rodzicami. W zasadzie,
minęło sześć dni od kiedy rozmawiał z jakimkolwiek dorosłym człowiekiem. Jedyną
osobą, do której otwierał gębę był Jimmy, a i to nie zdarzało się często, bo
obaj mieli wiele spraw na głowie. Malec zakochał się córce sąsiadów więc całe
dnie próbował napisać wierszyk, który oddałby co czuje (‘lubię twoje niebieskie
oczy, bo niebieski to najfajniejszy kolor’ w wersji z błędami ortograficznymi),
a on sam starał się załatwić wszystkie najpotrzebniejsze sprawy. Pogodził się z
wyjazdem, zanim jeszcze został on potwierdzony. Kiedy w końcu Richard przyszedł
do jego pokoju, żeby ogłosić, że Jace został przyjęty, ten nawet nie
zareagował. Był gotowy na taką ewentualność. Tak więc, przez prawie cały ostatni
tydzień starał się robić co w jego mocy, żeby nie zostawić za sobą żadnych
niedokończonych sprawunków. Chciał wyjechać z Birmingham i nie odwracać się za
siebie.
Teraz,
kiedy nastał już dzień wyjazdu, Moore był niemal pewny, że dobrze mu to zrobi. Nie
zmniejszało to frustracji, która wciąż się w nim kumulowała, ale przynajmniej
odciągało myśli od tematu Rose, Matta czy rodziców. Mimo że sprawy były ze sobą
ściśle związane, w jakiś nieznany nawet sobie sposób, radził sobie z ich
rozdzieleniem. Pozwalało to na beznamiętne żegnanie się ze sprawami
codziennymi, pakowanie bez poczucia, że traci coś ważnego.
Gorycz, która
go przepełniała miała ostry smak. Czuł ogromny żal do Rose. Starał się
zatamować uczucia do dziewczyny, ale te przedzierały się przez mur, który
wybudował, pozostawiając z niczym. Nie kochał jej, nie byłby w stanie, ale
nienawiść nie przychodziła mu już z taką łatwością jak na początku. W pamięci
miał mnóstwo chwil, w których było im razem naprawdę dobrze, dlatego tym
bardziej nie potrafił zrozumieć jej zachowania. Analizował całą tę sytuację
tyle razy, że gdyby ktoś go zbudził w nocy, bez zająknięcia wyrecytowałby
prawdziwą wersję wydarzeń. Przygnębienie spowodowane zdradą jego osoby dawało
się we znaki w różnych, nieodpowiednich momentach. Pakował, na przykład, swoje
notatki z angielskiego z zeszłego roku, kiedy natknął się na ich wspólne
zdjęcie. Ukłucie żalu, które poczuł niemal strąciło go z nóg. Był tak
wstrząśnięty tym widokiem, że zamiast podrzeć zdjęcie na strzępy, odłożył je z
powrotem do szuflady. Rose nie stanowiła jednak głównego problemu. Mimo że,
owszem, w pierwszej chwili Jonathan nie potrafił skierować głównej fali złości
gdzie indziej, po pewnym czasie, kiedy wszystko stało się bardziej klarowne i
mógł nabrać do sytuacji dystansu, zdał sobie sprawę, że czyjeś zachowanie
zraniło go o wiele bardziej. Matthew go zawiódł. Zaprzepaścił ich przyjaźń,
pokazał po raz kolejny, że dragi były ważniejsze. To właśnie tak wstrząsało
Moore’em. Miał ochotę wykrzyczeć mu prosto w oczy jak bardzo jest na niego
wściekły. Co więcej, chciał obić mu tę wychudzoną twarz. Złość ogarniała go kilka
razy dziennie i z trudem powstrzymywał się, by nie pójść na Rann Close i nie
spełnić swojej fantazji na temat posiniaczonej mordy Westona.
Żadna z tych
rzeczy nie miała mieć dłużej znaczenia. Wystarczy, że wyjdzie z tego domu i
nastąpi koniec. Nie będzie musiał przejmować się dotychczasowymi problemami już
nigdy. Będzie mógł zostawić za sobą nieudane związki, beznadziejne przyjaźnie i
rodzicielska porażkę. Miał szansę, żeby zacząć od początku i - o ironio! -
dostał ją tylko dlatego, że wszystko musiało spieprzyć się do reszty.
List, który
Jonathan zostawił na kuchennym blacie pokrótce wyjaśniał, że sam udał się na
dworzec kolejowy, nie potrzebując dodatkowej pomocy do niesienia jednej torby i
plecaka. Dodatkowo, chłopak dopisał tam jeszcze kilka słów do Jimmiego,
obiecując że zobaczą się szybciej niż malec może to sobie wyobrazić. Tego
akurat nie był pewien, ale wolał go nie martwić prawdziwymi faktami. Niech
będzie dziecinnie niewinny póki jeszcze życie nie utrudnia mu tego zadania na
każdym kroku.
Jonathan Moore
założył plecak, po czym zarzucił na ramię sporych rozmiarów torbę. Wyszedł z
domu, zamknął go na klucz i ruszył w kierunku przystanku autobusowego, nie
odwracając się za siebie. Ogarnęła go ulga. Przesuwał się do przodu i z każdym
kolejnym krokiem czuł jak robi się wolny, jak pozostawia za sobą problemy.
Nigdy więcej nie da się wmanewrować w związek. Nigdy więcej nie pozwoli żadnej
kobiecie namącić sobie w głowie.
***
Pociąg
sunął cicho po torach. Na dworze powoli robiło się szaro i pola, które mijali
przypominały scenerię z nisko budżetowych horrorów. Jonathan opierał głowę o
szybę, przypatrując się kolejnym kształtom pojawiającym się i znikającym na
horyzoncie. Mógłby tak egzystować. Bez zbędnego stresu, zwyczajnie, skupiony
przemijających obrazach. Nie wymagało to od niego używania szarych komórek,
wręcz przeciwnie, pozwalało na kompletne wyłączenie zdolności myślenia. Wpadł w
stan odrętwienia, który sprawił, że cztery godziny spędzone w klasie
ekonomicznej, zniknęły z jego życia w oka mgnieniu.
Drgnął
niespokojnie, słysząc dźwięk nadchodzącego połączenia. Nie odrywając wzroku od
okna, wsunął rękę do kieszeni, żeby wyciągnąć telefon, a następnie przyłożył go
do ucha, nie zwracając uwagi na to kto wybrał jego numer.
- Co ty, do cholery jasnej,
odpierdalasz? – Warkliwy głos po drugiej stronie z pewnością należał do Matta.
– Roger zrobił mi domową wizytę – syknął, a Jonathan zdał sobie sprawę, że ten
brzmi nadzwyczaj trzeźwo. Poruszony tym faktem, sam przestań kontemplować
krajobrazy i wyprostował się na miejscu, mocniej zaciskając palce na telefonie.
- Mówiłem ci, że wyjeżdżam –
bąknął pod nosem, jak gdyby miał się czego wstydzić. Zachowywał się, jakby po
słownej naganie od Westona miał podkulić ogon i żałośnie zaskomlić, błagając o
wybaczenie. Żenujące.
- Jace… - zaczął łagodnie
chłopak, po czym westchnął jakby zrezygnowany. – Zachowywałem się jak kretyn,
wybacz.
- Nie jestem już w Birmingham,
Matty – odpowiedział, czując jak robi mu się cieplej na sercu. W jednej chwili
zapragnął wysiąść z pociągu i zawrócić. Świadomość, że Weston nie jest na
prochach dodawała mu dziwnej energii i entuzjazmu. Przez chwilę milczał,
rozkoszując się brakiem dragów w ich znajomości, po czym dodał: – W porządku.
Ważne, że jesteś czysty.
- No tak, tak… - powiedział
szybko. Zbyt szybko, żeby uznać to za szczerą wypowiedź. Jonathan zmarszczył
brwi. – Chodzi o to, że Roger nie był zadowolony, gdy nie przyszedłeś. Kiedy
się tutaj pojawił, jasno dał mi do zrozumienia, że muszę zapłacić, żeby… no,
najprościej mówiąc, żeby dał mi spokój.
- Potrzebujesz forsy?
- Wiedziałem, że zrozumiesz,
stary.
Jace
zamrugał kilkakrotnie, niemal czując jak jego serce na powrót lodowacieje. Nie
było w tej rozmowie skruchy i przeprosin. Nie było też czystego Matta. Był
tylko Matt, który zrobi wszystko, żeby znów mieć kasę na prochy. Rozczarowanie
odrobinę otumaniło Moore’a. Pozwolił sobie na parę sekund milczenia, by w końcu
zimnym, beznamiętnym głosem stwierdzić:
- Matty, nie dzwoń do mnie
więcej, to nie ma sensu.
Rozłączył
się z wahaniem. Kiedy po drugiej stronie urwał się sygnał, poczuł że to koniec
jego przyjaźni z Mattem. Tym razem ostateczny i definitywny. Lata przyjaźni od
tej pory miały zostać skreślone. Tak jak związek z Rose. I jak bycie synem
Richarda i Mirandy. Niech to szlag. Dlaczego pewnych spraw nie da się odbudować?
Czemu niszcząc się, muszą rozpadać na miliony drobnych kawałków, których potem
nie sposób złożyć w całość? Póki co, życie Jace’a złożone było z samych mikroskopijnych
drobinek, które za nic do siebie nie pasowały. Trzeba przyznać, że nie
ułatwiało mu to niczego.
Weston
próbował się z nim skontaktować jeszcze dwukrotnie. Najpierw telefonicznie, a
później przez wiadomość tekstową. Bardzo obszerna, zawierała dwa słowa: Odbieraj, skurwielu! Na ustach Jonathana
zaczął błąkać się cień uśmiechu. Nie było w nim jednak wiele wesołości. Zdawał
sobie sprawę, że brak reakcji oddziela go od tego, co być może mogliby wspólnie
osiągnąć. W końcu nic nie stało na przeszkodzie, żeby Matt poszedł na odwyk.
Moore mógłby go wspierać i przychodzić kilka razy w tygodniu, żeby dotrzymać
towarzystwa. Mógłby robić, co tylko tamten by chciał, jeżeli miałoby się to
równać leczeniu uzależnienia. Mógłby robić wszystko i nic. Tyle, że obaj
wiedzieli, że to się nie stanie. Jego przyjaciel nie chciał być wyleczony – ba!
– nie widział nawet powodu do leczenia. To była sprawa z góry przegrana. Ktoś
może stwierdzić, że w takim razie Jace odznacza się niezwykłych tchórzostwem i
poddaje się, gdy sytuacja wymaga od niego większego poświęcenia, niż zakładał,
ale czy to będzie prawda?
Pociąg
zwalniał, jednak obrazy za oknem nie zmieniały się wiele. Owszem, widać było
gdzieniegdzie jakiś lichy, stary budynek, który najprawdopodobniej nie miał
przetrzymać tegorocznej zimy, jednak poza tym, nic nie świadczyło o tym, że
wjechali już do miasteczka. Jonathan chwycił swój bagaż. Kiedy tylko usłyszał
mechaniczny głos, ogłaszający gdzie się obecnie znajdują, wstał z miejsca i wyszedł
na świeże powietrze.
Stacja
kolejowa była niewielka. Stare materiały budowlane sprawiały wrażenie niezbyt
bezpiecznych, toteż Jace był niemal pewien, że powinien stąd czmychnąć jak
najprędzej. W niektórych miejscach cegła licówka wykruszyła się, a w innych
pokryta była czarnym osadem. Zegar ścienny działał, choć wydawać by się mogło,
że spokojna okolica spowalnia jego wskazówki. Wszystko jakby stanęło w miejscu.
Kilka osób czekało na pociąg, jednak żadne z nich nie wzbudzało specjalnego
zainteresowania. Siwiejący mężczyzna przechadzał się w tę i z powrotem,
rozmawiając cicho przez telefon. Na ławeczce, z której prawie całkowicie zeszła
już farba, siedziała kobieta w filcowej spódnicy, wpatrująca się ze znudzeniem
przed siebie. Przy automacie z napojami stała matka z dwójką dzieci. Wszyscy
wyglądali jakby zostali wytrąceni z kilkuletniego snu.
Jonathan
ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia ze stacji. Tam, oprócz kilku samochodów
osobowych, stały również taksówki. Podszedł do jednej z nich i otworzył sobie
bagażnik, żeby wrzucić do środka torbę i plecak. Chwilę później siedział już
obok kierowcy, zapinając pas. Podał odpowiedni adres, po czym wyprostował się,
wypuszczając głośno powietrze z płuc.
- Nowy uczeń? – zapytał
mężczyzna, wyjeżdżając z parkingu. Moore miał tylko nadzieję, że ich rozmowa
zakończy się mniej więcej w tym momencie. Nie był fanem pogaduszek o niczym i
najchętniej przetransportowałby się natychmiast do akademika.
- Tak – uciął, nie siląc się na
tyradę.
- Sami faceci – rzucił taksówkarz,
krzywiąc się przy tym z lekka. Nie wyglądał na takiego, co mógłby mieć coś
przeciwko przyjacielskiemu wyskoczeniu na browar, chociażby patrząc na sporych
rozmiarów mięsień piwny, toteż Jace doszedł do wniosku, że to sami faceci ma jakieś drugie dno. Spojrzał
więc na niego pytająco, unosząc brwi do góry i w odpowiedzi usłyszał tylko: -
Pedalstwo się szerzy, ot co. - Jonathanowi wydawało się, że mężczyzna zaraz
splunie przez okno, jakby słowo pedał raniło
jego usta. Nie zdążył nawet przyswoić i przemyśleć jego słów, gdyż mężczyzna
kontynuował: - Dobrze ci radzę chłopcze, trzymaj się od tych zepsutych ciot z
daleka. W miasteczku dużo mówi się o tym, co się wyprawia za murami tamtej
szkoły.
- Co ma pan na myśli? – zapytał
Moore.
- Przez gardło mi to nie przejdzie
– syknął niemal ze złością, wzdrygając się. Twarz wykrzywioną miał w grymasie.
Żeby zakończyć temat, mężczyzna włączył radio i skupił się na drodze. To jasno
dało Jonathanowi do zrozumienia, że dłużej nie porozmawiają. Może to i dobrze.
On sam nie był pewien czy chciał tego wszystkiego słuchać.
Wypowiedź
taksówkarza go zdziwiła. Nie spodziewał się usłyszeć o tej szkole takiej
informacji. Z góry zakładał, że to jakaś renomowana placówka, gdzie wszyscy
chodzą pod krawatem, nikt się nie uśmiecha, a jedyną rozrywką jest
rozwiązywanie zadań matematycznych bez użycia kalkulatora. W zasadzie jedno
drugiego nie wykluczało. Tyle że jakoś niespecjalnie cieszyła go obecność
gejów. Nie chodziło zresztą o samą orientację – nigdy nie był szczególnie
uprzedzony – po prostu… jakoś nie wyobrażał sobie egzystowania w
społeczeństwie, gdzie miałby stanowić jakąś mniejszość. Z drugiej strony,
doszedł do wniosku, że to niemożliwe, żeby w szkole większość uczniów była
homoseksualna. W jaki sposób ściągnęliby tam ich wszystkich, a odesłali
heteryków?
Jonathan
nigdy w życiu nie spotkał żadnego geja. A jeżeli tak, to nie miał o tym
pojęcia. Trzymał się z ludźmi, którzy preferowali przeciwną płeć i jakby nie
patrzeć, nie zastanawiał się prawie wcale nad tym, że gdzieś mogą istnieć inni.
Czasem z kumplami wspominali jakiś film, gdzie dwie kobiety pocałowały się na
ekranie, ale oprócz fantazji na temat trójkącika Jace nie wyciągał z takiej
rozmowy wiele. Zresztą, nawet ta fantazja nie była jego, a kumpla, więc trudno
było cokolwiek stwierdzić w tym temacie. Był niedoinformowany. Skoro sprawa go
nie dotyczyła, jaki miał obowiązek dowiadywania się czegokolwiek? Żaden, a
przynajmniej tak mu się wydawało. Najzwyczajniej w świecie nie potrafił
zrozumieć jak dwóch facetów może być razem w związku, uprawiać seks czy dzielić
ze sobą życie. To nie na jego głowę, z pewnością.
Z
wiejskiej drogi zjechali na asfalt i poruszali się na północ. Za oknem
pojawiało się co raz więcej zabudowań. Miasteczko wydawało się niemal tak
ospałe jak dworzec kolejowy. Kilka samochodów na ulicy, zaniedbane podwórka,
neonowy szyld, wypalająca się żarówka i dziurawy chodnik. Jonathan był
zaskoczony. Nie tak sobie to wszystko wyobrażał. Wiedział, że mieścina nie
będzie duża, ale to co zastał wydawało się po prostu smutne i opuszczone.
Brakowało mu tylko kilku elementów, by sceneria pasowała do jakiegoś słynnego
filmu, w którym główny bohater ma uratować wiochę przed krwiożerczymi zombie.
Minęli
centrum. Droga zaczęła robić się kręta i prowadzić w górę, poza miasto. Kiedy
wyjechali na prostą, Jace w końcu mógł zobaczyć budynek szkoły. Nie pasował
tutaj. Albo kiedyś wszystko tutaj wyglądało zupełnie inaczej, albo budowniczy
doszli do wniosku, że będzie to niezły żart. Wielki gmach wznosił się na
wzgórzu, z daleka już dając wrażenie posępnego. Chłopak przeczytał w
Internecie, że budynek został zaprojektowany w piętnastym wieku i teraz, widząc
go na własne oczy, był już tego niemal pewien. Architektonicznie znajdował się
w gotyku ze swoimi łukowymi wzniesieniami i przede wszystkim dbałymi w
szczegóły wykończeniami kolumn. Moore był zachwycony. Dawno nie widział tak
ciekawej konstrukcji.
- Robi wrażenie, hę? – odezwał
się mężczyzna, zatrzymując samochód przed budynkiem.
- Jest niesamowity – przyznał
Jace, wyjmując z kieszeni portfel. Spojrzał na licznik i wyjął odpowiednią
kwotę. Poczekał aż mężczyzna wyda mu resztę, po czym wysiadł z auta. Wyjął z
bagażnika torbę oraz plecak i ruszył w stronę wejścia do gmachu.
W
środku było zimno i cicho. Tabliczka informacyjna poinstruowała go, że musi
skręcić w prawo, żeby dostać się do sekretariatu oraz gabinetu dyrektora. Moore
słyszał swoje kroki bardzo donośnie i miał wrażenie, że jest jedyną osobą w
całym budynku. Dopiero kiedy doszedł do odpowiednich drzwi, usłyszał zza nich
przytłumione głosy. Zapukał, po czym wszedł do środka. Skinął głową w stronę
chudej, myszowatej sekretarki w wełnianym swetrze, po czym skupił wzrok na
rosłym mężczyźnie w garniturze, który informował ją właśnie o spotkaniu w
następny piątek.
- Dzień dobry – przywitał się,
poprawiając ramiączko plecaka. Nie trzeba było mu mówić, że ma do czynienia z
dyrektorem szkoły. Ten zwyczajnie na takiego wyglądał. – Jestem Jonathan Moore,
moi rodzice prawdopodobnie się z panem kontaktowali.
- Ach, racja – odpowiedział mężczyzna.
Twarz miał surową i Jace nie był pewien czy to przez te wąsy, czy może brodę. –
Chodźmy do mojego gabinet – dodał po chwili, otwierając drzwi do pomieszczenia.
Wszedł
pierwszy, rozsiadając się wygodnie w skórzanym fotelu, który skrzypnął cicho
pod jego ciężarem. Jonathan ruszył za nim i zajął miejsce po drugiej stronie
biurka na drewnianym, niewygodnym krześle. Gościnność pierwsza klasa. Ciekawe
czy gdyby przyszedł z czekiem dofinansowującym szkołę też by mu kazano siedzieć
na czymś takim. Zresztą, może nie byłoby tak twardo, gdyby nie różnica między
tym, co zajmował dyrektor, a on.
- Miałeś przyjemną podróż? –
zapytał luźno, przerzucając kolejne papiery na biurku. Można byłoby się
spodziewać po nim pedantyczności, ale gdyby przyjrzeć się gabinetowi, zobaczyłoby
się pełen kosz na śmieci oraz kurz na półce z książkami (ktoś chyba niezbyt
często po nie sięgał). Tylko gablota z nagrodami lśniła czystością i Jace był
pewien, że tym głównie zajmuje się mężczyzna. Nawet zapach w pomieszczeniu
świadczył właśnie o tym.
- Nie narzekam – odparł.
- Nie będę cię tu długo trzymał.
Musisz podpisać kilka dokumentów i możesz iść – powiedział, chyba w końcu
znajdując to czego szukał, bo uśmiechał się tryumfalnie pod nosem. Przesunął
kilka kartek oraz długopis w stronę Jonathana.
Chłopak
przesunął wzrokiem po dokumentach, starając się z nimi zapoznać. Nie chciał
robić tego za długo, ale podpisywanie czegoś o czym nie miało się pojęcia też
zbytnio mu się nie widziało. W końcu złożył podpis na papierach i uniósł wzrok
na dyrektora. Nie był pewien czy powinien wyjść, czy poczekać na pozwolenie. Do
tej pory nie musiał siedzieć sam na sam z żadnym przełożonym, bo do poprzedniej
szkoły został przyjęty w normalny sposób, bez takich ceregieli.
- W sekretariacie dostaniesz
książeczkę informacyjną i klucz do pokoju. Witamy w collegu, Jonathanie –
odrzekł mężczyzna, unosząc kącik ust w uśmiechu. Jego twarz stała się przez to
odrobinę łagodniejsza i nie wyglądał już wcale jakby chciał go pożreć na
kolację.
- Dziękuję – powiedział, nie do
końca pewien, za co tak naprawdę mu dziękuje.
Wyszedł
z gabinetu. Rzeczywiście, kobieta siedząca za biurkiem miała już przygotowaną
dla niego cienką książeczkę, klucz, a także kilka dobrych rad na temat tego jak
się nie zgubić i w jaki sposób dojść do skrzydła akademickiego. Jonathan jej
również podziękował, po czym pożegnał się. Poruszanie się nie było już takie
proste, bo oprócz torby i plecaka, miał jeszcze kilka nowych rzeczy, więc drzwi
musiał otworzyć sobie łokciem, skupiając się na tym, by czasem nie wyrżnąć się
z tym wszystkim. Udało mu się to jakimś cudem i był z siebie naprawdę dumny.
Moore,
zaczynasz nowe życie.
No faktycznie rozdział raczej nie porywa, ale i tak całkiem miło się czyta.
OdpowiedzUsuńJak już mówiłam - jeśli jest dobrze napisane to w zasadzie mogę czytać trzy strony opisu pomarańczy.
Pedalstwo się szerzy, uhuhu nie żebym miała coś przeciwko. Przesympatyczna szkoła to musi być!
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, bo czuję w kościach, że będzie faajny...
I czekam na więcej Matta, jest ćpunem. A ja lubię dzieci z problemami xD
Tak, to chyba byłoby na tyle mojego bezsensownego wywodu.
O, powiem jeszcze 0Moore, nie martw się.. Chłopcy są fajni!
Ciekawejakmubędzie w tej szkole? Oby bardzo miło i wesoło:)
OdpowiedzUsuńKomentuję mniej więcej czytając!
OdpowiedzUsuńNie mogę pojąć tego, jak wręcz nieludzcy są rodzice Jonathana. Która matka pozwala, by jej syn czuł się wyrzutkiem? Jakim prawem? Tylko przez to, że jest zbuntowany? Przecież to siebie powinni winić za jego charakter, a nie jego. To oni nie raczyli wziąć się za niego, gdy jeszcze był mały, gdy dorastał i kształtował swoją osobowość. Dlaczego więc teraz go odrzucają? To jest ich wina. Pewnie boją się przyznać to przed sobą.
Ja tam całkowicie rozumiem Jonathana. Naprawdę, jego całe życie, które przecież nigdy nie było idealne tak nagle się rozsypało. Do reszty. Nic nie został z tego, co tak długo i wytrwale budował. Taka sytuacja jest przecież skrajna dla młodego chłopaka, wchodzącego w dorosłe życie. Wszyscy się od niego odwrócili. Co więc ma teraz robić? Zapomnieć o nich. Ale to także nie jest łatwe. Pamięć ludzka chyba przynosi jedynie smutek i ból, a nie radość.
Hmm… myślałam, że Matt jednak jakimś cudem nie zapomni i zjawi się na stacji. Że normalnie pożegna się z Jonathanem. W końcu to był jego przyjaciel. Prawdziwa przyjaźń właśnie tego wymaga. No, ale narkotyki robią swoje. Całkowicie zmieniają człowieka, nie pozostawiając nic z jego bawnej osobowości. Staje się cieniem . Po prostu cieniem istoty żywej. ;x
Ale z tym telefonem Matt przesadził. Jak może mieć pretensje do Jace’a, że to przez niego to wszystko? Chłopak wiecznie mu pomagał, zaślepiony głupią przyjaźnią. W końcu musiał się sprzeciwić, oderwać, zostawić coś, co już nigdy nie będzie prawdziwe, takie samo, z tyłu, za sobą. Całkowicie rozumiem takie zachowanie. I je pochwalał. Chociaż, gdybym to ja znalazła się w takiej sytuacji pewnie nie potrafiłabym się oderwać. Taka, przeklęta, natura. Dlatego podziwiał Jonathana. Naprawdę go podziwiam.
Opis tych ludzi na stacji był trochę dziwny. W sensie, że mi właśnie przypominał istotki z jakiegoś miasta, które rządzi się swoimi prawami i w dodatku ma jakąś mega tajną przez poufną tajemnicę, której za nic nie chce wyjawić światu. Ale to tylko moja bujna, chora, skrzywiona wyobraźnia sobie takie rzeczy wyobraża, hehe xd
I słowa taksówkarza… No, przyznam szczerze, że nienawidzę ludzi, którzy są tak strasznie uprzedzeni. Nie żeby coś ten, ale kurcze każdy ma prawo do życia i robienia tego, co mu się podoba. Jeśli ktoś jest gejem, to jest to tylko i wyłącznie jego sprawa, a ludziom nic do tego. Przerażające jest to, jak ludzie są uprzedzeni. Żyjemy w XXI wieku, a oni dalej nie potrafią zaakceptować czegoś takiego. A jest coraz więcej homoseksualistów na świecie. Niektórzy powinni się trochę ogarnąć i zobaczyć, jakie są realia świata współczesnego.
Oj, uwielbiam te Twoje wtrącenia w nawiasach. No, pisałam to już, ale nie mogę się powstrzymać! Ty tak świetnie łączysz szczyptę humoru z powagą, jaką charakteryzuje się Twoje opowiadanie ^^ Naprawdę, ja nie potrafię znaleźć tutaj niczego, co można by skrytykować! Po prostu jest super :)
A, i tak na marginesie… Siatkówka! Goddamn! Uwielbiam siatkówkę ! Co prawda nie gram w żadnych klubach ( co nie znaczy, że chciałam, ale za późno sobie to uświadomiłam ), ale nie zmienia to faktu, iż ją ubóstwiam. Tak więc, życzę Ci, abyś wygrała te Mistrzostwa!!!
hejka :----))
OdpowiedzUsuńteraz tak zaglądam na twojego bloga i patrzę, a tu nie obserwuję go i takie gały, normalnie jak pedały, że co? dlaczego? zapomniałam?!?! a może magia czy coś? haha, tyle pytań, że szooook xd no, ale już obserwuję i dobrze się z tym czuję, haha ^^ wg to godzina jest przed 11, wstałam jakieś 30 min temu i od razu darcie, że pierwsze co to komputer.... boooże, ci rodzice nic nie rozumieją. ja mam potrzeby (zaglądania na blogi, haha xd)
jprdl, powiem ci, że przedstawiłaś jego rodziców jako gigantycznych chamów, dupków i nie będę się brzydko wyrażać. zdjęcie rodzinne w postaci tylko ojca i matki, żałosne, co to ma być wg?!?!?! to są do choinki przecież jego rodzice, a dla rodzica zawsze dziecko powinno być najważniejsze.... jak widać nie w tym przypadku. biedny chłopak, nawet nie chce sobie wyobrażać jak się czuł... na pewno osamotniony, opuszczony i nie kochany. to takie straszne.... w pysk czymś ciężkim starym dać!!! haha ^^ i to wszystko przez tą różyczkę, w sensie, że Rose.... głupia krowa. po co jej było to oszustwo? ;// chora baba jakaś i musi się leczyć i wg x ddd aahahahahahaha, jeszcze jego najlepszy przyjaciel chce kasy! a w dupie ma, że Jonathan odchodzi. martwi się tylko o swoją dupę, jest egoistą. przedstawiasz życie tego chłopaka bardzo ..... źle. pokazujesz, jak życie może dać w dupę i w jednej chwili się zawalić. podoba mi się to ^^ wg to nie wiedziałam gdzie ten mięsień piwny, czy jakoś tak się znajduje, haha xd musiałam w necie wpisać i szukać, bo tak nie doedukowana jestem, chociaż z bilo miałam 4 na półrocze, haha ^^ AHAHAHAHAHAHAHAHAHA, fantazje w trójkącie, hahahahahaha xd ej, ej..... czyli jednak miałam rację? że w tej szkole pozna i się tego no... zakocha? mmm, haha x d dobra, wszystkiego się zresztą dowiem w kolejnych (miałam pisać odcinkach ;o za dużoo seriali, haha xd ) rozdziałach :D
wg to życzę ci powodzenia na tych zawodach, przepraszam mistrzostwach krajowych!!! to jest kurde coś!! ja tam nie lubię siatkówki.... znaczy w sumie dla zabawy i like, ale jak się drą, to nie, haha x d tak czy siak niech twa drużyna wygra x d
ps! za błędy przepraszam, ale na szybko piszę bo to darcie, że mam ruszyć dupę i może śniadanie zjeść jest nie do wytrzymania x d
Hoi ;))
OdpowiedzUsuńRozdział mi się bardzo podobał ;)
Jonathanowi mogę współczuć tego, że ma takich rodziców. Oni są nieludzcy w stosunku do niego. Nie wiem jak tak można postępować z własnym dzieckiem. Patrzał, nie patrzał, to przecież ich syn! Jaki by nie był, zawsze nim pozostanie.
Może i dobrze, ze on wyjeżdża do szkoły. Odpocznie od bezuczuciowych rodziców i w ogóle.
Jonathan na pewno poczuł się jak sierota, zawada w rodzinie jak odmieniec, niechciany, popychany i w ogóle. Nie wiem jak on w ogóle wytrzymywał obecność rodziców. Potraktowali go jak wroga.
Jestem ciekawa czy w nowej szkole pozna prawdziwych przyjaciół, zakocha się, czy cokolwiek. Oby jego życie przestało być w szarych barwach.
pozdrawiam serdecznie.
Hej, czasem i takich rozdziałów trzeba-"informacyjnych". Naprawdę fajnie poczytać coś spokojniejszego, bo gdyby w opowiadaniu cały czas byłaby akcja, w końcu by się znudziła... Rozdział jak zwykle udany! Szkoda mi Jonathana, Ci jego rodzice nie mają serca, bezduszne potwory...No, ale cóż, tak to czasem bywa...Mam nadzieję, że ta szkoła zmieni jego życie. Oby tylko na lepsze! No nic czekam z niecierpliwością na nexta!
OdpowiedzUsuńPS: Życzę powodzenia na tych mistrzostwach! I oby w tym hotelu było wifi! Pozdrawiam;)
A więc Jonathan zaczął wszystko od nowa.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to dobry krok dla niego.
Może wtedy Matt zrozumie coś niecoś i ich drogi jeszcze się zejdą?
Kto wie jak to wszystko się potoczy.
Nie ukrywam że trzymasz w napięciu od początku do końca.
Muszę przyznać że zapowiada sie coraz bardziej ciekawie.
Nie mogę również zrozumieć rodziców chłopaka ani Rose.
Oni naprawdę pozbawieni są serca.
Ale może w tej szkole odkryje siebie na nowo?
Aż jestem ciekawa nie powiem bo intrygujesz kochana coraz bardziej.
Pozostaje mi czekać na ciąg dalszy i pozdrawiam.
Ja dziś niestety krótko, bo nie mam zbytnio siły na pisanie czegoś dłuższego. tak więc wcale a wcale nie dziwię się, że Jack nie chce już utrzymywać kontaktu z Mattem. takiego przyjaciela to tylko pochować żywcem. uważam tez że to co zrobił to było bezczelne - zadzwonić i prosić o kasę. nie lubię go bardzo i mam nadzieje, ze już się więcej nie pojawi!
OdpowiedzUsuńw sumie też uważam, ze lepiej dla niego, że wyjechał, jeszcze nabawił by się takiej samej głupoty jak jego rodzice. A oni to już wg przewieli, nawet nie zechcieli się z nim pożegnać. no po prostu nie mam już słów, które mogłyby opisać ich głupotę. Zaniepokoiły mnie trochę słowa tego kierowcy, ale co tam;)
Pozdrawiam;*
TAK, TAK , TAK ! Podoba mi się kolejna część rozdziału :)
OdpowiedzUsuńNigdy w życiu nie chciałabym mieć takich rodziców jakich ma Jonathan ! Są bezuczuciowi, nie ludzcy. To jakby lalki pozbawione jakiegokolwiek człowieczeństwa. Mam nadzieję, że odnajdzie się w nowej szkole :)
A Matt ? Co na jego temat można powiedzieć... Narkotyki go zaślepiły, został pozbawiony jakichkolwiek komórek mózgowych, już chyba sam do końca gubił się w tym co robi. Może gdyby nie to wszystko byłby całkowicie inny ? Może poznalibyśmy wtedy inną/lepszą stronę Matt'a ? :)
I co ja tu mogę jeszcze napisać? Moje przedmówczynie napisały już wszystko, co można powiedzieć o tym rozdziale, a przynajmniej wszystko, co podczas czytania przyszło mi do głowy.
OdpowiedzUsuńJestem strasznie zła na Matt'a, ale w sumie niczego innego się po nim spodziewać nie było można. Taki z niego przyjaciel - narkotyki ważniejsze. Rodzinkę ma masakryczną i nie dziwię mu się, ze chce zacząć wszystko od nowa. Mam nadzieję, że mu to wyjdzie i szybko zaaklimatyzuje się w nowej szkole. Nie podoba mi się podejście taksówkarza do chłopców uczących się w tej szkole. Wredny, nietolerancyjny typ. Dyrektor wydaje mi sie sympatycznym gosciem, nie wiem, dlaczego ;D
Ogólnie strasznie mi się podoba i nie mogę się doczekać następnej części. ;)
Pozdrawiam! xoxo
Niby nie ma szału, ale gdy połączy się go z pierwszą częścią to już jest coś.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się taki powolny rozwój sytuacji. Nic nie dzieje się za szybko, ani też nie jest nudne jak flaki z olejem.
'Pedalska' szkoła mnie zaciekawiła. Ciekawa opinię ma w miasteczku.
Mam nadzieję, że to opowiadanie chwyci mnie za serce tak jak tamten one-shot. No nic, czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
Weny, Moja Droga :*
W sumie jestem na tak ! Rozdział pisany z perspektywy Mattiego mógłby być ciekawy :) Bo mimo wszystko lubię tę postać...
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że wyczerpałam dzisiaj cały mój limit słów, dlatego rozdział będzie króciutki (z czasem pozostawię dłuższe, ale jak na razie musisz zadowolić się tylko tym x.x).
OdpowiedzUsuńCóż, szykowałam się dość długo do czytania (mimo, iż yaoi wręcz kocham) no ale ostatnimi czasy mam wiele na głowie. I chyba jednak wieczór to najlepsza pora do czytania, więc wczoraj wszystko nadrobiłam, właściwie nie było tego dużo, ale jednak.
Jak zdążyłam zauważyć akcja rozwija się powolutku, w swoim tempie, ale to dobrze, że nie spieszysz się z kolejnymi wydarzeniami.
Ogólnie podoba mi się fabuła, owszem - dużo nie zdradziłaś bo to dopiero 3 rozdział, ale ja mam słabość do tego typu opowiadań, dlatego jestem niemalże pewna, że później to opowiadanie stanie się jednym z moich ukochanych :3.
Podoba mi się bardzo również to, że zwracasz dużą uwagę na opisy. Są długie i górują nad dialogami, czyli coś co lubię.
Na pierwszy rzut oka podobają mi bohaterowie, których wykreowałaś. Jonathan... Awww, jego charakter (jak na razie )sprawia, że go uwielbiam :3 co do wyglądu nie potrafiłam sobie wyobrazić nikogo pasującego do opisu, a jak nazłość do mojej wyobraźni przyczepił się Cedric Bratzke i Jonathan już tak dla mnie wygląda x D
Jestem niezmiernie ciekawa innych bohaterów, mam nadzieję, że szybciutko ich poznam :3
Wiem, komentarz beznadziejny, ale tak jak mówiłam, wysilę się przy kolejnych rozdziałach <3
Buziaki <3
przeczytałam wszystko na raz. niesamowite opowiadanie. powiem ci, że długo szukałam dobrego opowiadania z wątkiem homoseksualnym, bo to zawsze jakieś urozmaicenie. Ale tekst naprawdę świetny i aż do tego rozdziału nawet lubiłam Matta a on takie ziółko jest, no nie pomyślałabym. BBędę zaglądać częściej i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział i jakiegoś oneshota.
OdpowiedzUsuńNo może i informacyjny, ale i tak świetnie się czyta. Mam nadziej, że net będzie w hotelu i z niecierpliwością czekam na dalszą cześć, bo chce wiedzieć co się będzie działo w tej tzw. 'pedalskiej' szkole.
OdpowiedzUsuńTo smutne, ze Jonathan nie ma nikogo. Został sam. Łącząc się z nim podczas czytania sama źle się czuję. Opowiadanie niesamowite. Każdy rodział oddaje to wszystko co czytelnik chciałby wiedzieć. Czekam teraz na coś niezywkłego w rodziale. Może pojawienie się osoby, która byłaby blisko z nim. Nie wiem sama, ale myślę, ze mnie zaskoczysz. czekam z niecierpliwiona co będzie dalej.Chciałam jeszcze zapytać czy mogłabyś informowac mnie o nowych rodziałach?
OdpowiedzUsuńP♥ulina
www.imagine-depths.blogspot.com
Moje postanowienie dalej trwa.. Przez co rozdzialiki przeczytam dopiero w niedzielę. Obiecuję, że pozostawię po sobie wtedy komentarz dotyczący treści, a nie takie byle co jak obecnie >.<
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do Libster Blog Award http://gdy-nadejdzie-on.blogspot.com/2013/03/kolejny-post-i-niestety-znowu-nie.html
Zostałaś nominowana do Versatile Blogger Award.
OdpowiedzUsuńwww.imagine-depths.blogspot.com INFO!
U mnie New <3
OdpowiedzUsuńJakich on ma strasznych rodziców .. Rozdział bardzo ciekawy i przyjemnie się czyta, dlatego zaczęłam się obserwować :D
OdpowiedzUsuńzapraszam http://bonheur-vole.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzytałam dawno, komentuje dopiero teraz, bo... tak, a właściwie wcale nie są to jakieś moje widzimisię, ale chyba mój nikły talent komentowania prysł jak bańka mydlana.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że Jace jednak wyjdzie z takim smutkiem, bez pożegnania nikogo i niczego, ot, tak jakby po prostu został wyrzucony z miasta, wykreślony z życiorysu swojej rodziny, dziewczyny i przyjaciela. Najbardziej żałuję, że tak gorzko skończyły się jego relacja z Mattem, chociaż moja optymistyczna natury, choć cierpiąca, twierdzi uparcie, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze z tego coś dobrego będzie, a będzie?
Nie spodziewałam się, że rodzice wybiorą dla niego szkołą dla chłopców, tak, to bardzo odpowiedzialne z ich strony. Czyżby tam nasz główny bohater spotka się ze swoim pierwszym zauroczeniem do płci tej samej, a może ktoś zauroczy się właśnie w nim?
Jestem bardzo ciekawa, dlatego czekam na dalszą część cyklu :D
Dużo Wena ;*
Dobra, wreszcie przeczytałam ^^ I powiem, że opowieść bardzo wciąga. Nie mogę doczekać się następnej części. Współczuję Jonathanowi, głupia dziewczyna, która oskarżyła go o gwałt, rodzice, którzy nie wierzą synowi, nawet nie słuchają jego tłumaczeń, no i przyjaciel, który wolał dragi.. To smutne, nawet bardzo. Jedynie brat jest ,,światełkiem w tunelu". Cieszę się, że ma taki dobry kontakt z nim.
OdpowiedzUsuńWierzę, że teraz będzie mu łatwiej, że nadszedł lepszy czas, chociaż coś czuję, że łatwo nie pójdzie..
A co do szkoły. Jest ona... dziwna i pokręcona. Czuję, że nie będzie łatwo - na początku, jednak później pójdzie z górki ^^
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;3
Pozdrawiam i życzę dużo weny <3
Awww, jak mnie tu dawno nie było!!! TT_TT
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, za moją nieobecność i zaległości, ale problemy osobiste :/
Ale wracając do tematu...ROZDZIAŁ!
Strasznie mi szkoda tego Jonathana! Ma on jednym słowem mocno przerąbane. Ta dziewczyna nieźle działa mi na nerwy nie wspominając już o jego rodzicach, którzy nie powinni się nawet tak nazywać! CO TO MA BYĆ?! -ja się pytam. Jak mogą nie wierzyć WŁASNEMU synowi?!
A przyjaciel -wku*wił mnie totalnie. To dragi są ważniejsze od przyjaciela?! Ale niestety taka jest dzisiejsza rzeczywistość :/
Miejmy nadzieję, że się wkońcu polepszy i wszystko nabierze "żywszych" kolorów ;)
Czekam z niecierpliwością na kolejną część i oczywiście życzę barwnej weny, która jak na razie CAŁE SZCZĘŚCIE, Cię nie opuszcza <3